Historie pacjentów

W życiu trzeba mieć pasję

Adela Bednarz, specjalista Telefonicznego Centrum Pacjenta

O tym, jak ważna jest pasja i wykorzystanie w pełni wolnego czasu, rozmawiamy z Henrykiem Welsyngiem. Pan Henryk mieszka w Tarnobrzegu, z wykształcenia jest chemikiem, ukończył Wydział Matematyczno-Fizyczno-Chemiczny Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i zawodowo związany był z naukami ścisłymi. Amatorsko Pan Henryk zajmuje się jednak dziedziną zgoła inną, a mianowicie malarstwem, pisze również wiersze, a nawet… powieści.

Panie Henryku, pierwsze pytanie, które się nasuwa – jak to się stało, że z jednej strony umysł ścisły, a z drugiej dusza artysty?

Rzeczywiście to rzadko spotykane połączenie, ja zawsze żartobliwie odpowiadam jednym zdaniem, zaczerpniętym z pewnej książki, że jestem jak „pieszy lotnik w oddziałach podwodnej kawalerii zmotoryzowanej”. Bo faktycznie raczej się nie zdarza, żeby chemik pisał wiersze.

Proszę opowiedzieć, jaka jest Pana historia, jak dokonał Pan wyboru czym zajmować się zawodowo, a co zostanie Pana pozazawodową pasją?

W dzieciństwie wiadomo, rysuje się laurki, jakieś obrazki, wtedy jeszcze nie przywiązywałem do tego większej uwagi. Później, gdy byłem starszy, szybciej poszedłem do szkoły, już w wieku 6 lat potrafiłem płynnie czytać i pisać. Czasu było coraz mniej, w liceum skupiłem się na szkole, bo starałem się dobrze uczyć. Potem doszły dodatkowe obowiązki, jeszcze więcej nauki, jakaś dodatkowa praca, chciałem w miarę możliwości odciążyć rodziców. Więc nie miałem zbyt wiele czasu na malowanie czy pisanie. Jednak mimo wszystko szczególnie ta lekkość pióra towarzyszyła mi cały czas. Szczególnie w szkole, potrafiłem – poproszony do odpowiedzi – „czytać” z zeszytu wypracowanie, którego tam nie napisałem (śmiech). W pracy natomiast wszelkie pisma to zawsze ja pisałem. Przychodziło mi to z wielką łatwością, czasem nawet jak ktoś mnie zainspirował, potrafiłem w krótką chwilę napisać wiersz. Więc choć się tym nie zajmowałem i nie rozwijałem specjalnie, to zawsze gdzieś sztuka była ze mną. Jeśli zaś chodzi o samo wybieranie kierunku studiów, to z tym wiąże się zabawna historia. Podczas zdawania matury usłyszałem od mojej nauczycielki, która znała moje możliwości pisarskie, że prędzej jej kaktus wyrośnie na ręku, niż ja się dostanę na studia ścisłe. No i oczywiście po pozytywnie zdanych egzaminach, gdy już byłem studentem, miałem praktyki w tej szkole, wysłałem do tej pani paczkę – było to około 10 pudełek zapakowanych jedno w drugie od najmniejszego do największego. W tym najmniejszym oczywiście był kaktus na przypomnienie tamtych słów (śmiech).

A jak doszło u Pana do wyłonienia stomii, czy nie miał Pan problemów z akceptacją po operacji jako tak aktywna osoba?

Stomię miałem wyłonioną w listopadzie 2017 r. Oczywiście problemy zaczęły się znacznie wcześniej, początkowo lekceważyłem objawy. W końcu okazało się, że to guz i trzeba wykonać operację. Przede wszystkim przed operacją przeczytałem wszystko, co można było znaleźć na ten temat. Byłem uzbrojony w tę wiedzę, więc było mi na pewno łatwiej się potem odnaleźć. Poza tym operacja przebiegła pomyślnie, stomia jest dobrze wyłoniona, nie mam z nią żadnych problemów. Prawdę mówiąc, gdyby nie inne problemy zdrowotne, to sama stomia nic by w moim życiu nie zmieniła, mógłbym robić wszystko to, co wcześniej. Nie traktuję tego jak problemu, a lekarzom jestem bardzo wdzięczny.

Wracając do Pana twórczości – proszę opowiedzieć coś więcej o Pana pracach.

Jeżeli chodzi o malarstwo, to samodzielnie opanowałem różne techniki. Maluję kredkami, ołówkiem, pastelami czy akwarelami. Staram się próbować różnych metod, w różnych rozmiarach. Obecnie dlatego, że przebywam w hospicjum, maluję raczej mniejsze obrazy, po prostu dlatego, że jestem pacjentem leżącym. Miałem też cztery wystawy swoich prac, ostatnią w 2017 r. w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tarnobrzegu. Piszę też wiersze, niektóre dotyczą malowanych przeze mnie obrazów, tutaj też staram się próbować różnych form i stawiam sobie nowe wyzwania. Przede wszystkim dużo czytam innych autorów i od nich się też uczę. Zajmuję się też pisaniem powieści.

To bardzo ciekawe, co Pana do tego skłoniło? Powieść to forma znacznie dłuższa niż wiersz i zupełnie inna.

Pierwsza powieść jest taka osobista, związana ze wspomnieniami, mam tam dużo zdjęć, taka pamiątka. Natomiast druga powieść jest z gatunku science fiction, o kosmosie i jego mieszkańcach. Do jej napisania zainspirował mnie mój wtedy 9-letni wnuczek. Przyszedł kiedyś z rysunkiem UFO i powiedział, że mógłbym napisać coś takiego. I od kilku lat pomału i sukcesywnie piszę właśnie tę powieść. Idzie to trochę opornie, ale miałem dłuższe przerwy od pisania, ze względu na stan zdrowia, operacje, później rekonwalescencję. Jednak obecnie dużo nadrabiam i tworzę. A wnuczek wciąż dopytuje, na jakim etapie jestem, co się obecnie dzieje u bohaterów.

Jest Pan bardzo pozytywną osobą, jaki jest Pana sekret?

Nie wiem, jak można być negatywnie nastawionym do życia. Wiadomo, miewałem dołki, a nawet czarne myśli. Jak ma się jedną, drugą ciężką chorobę, to trudno czasami tak nie pomyśleć. Ale ja staram się jednak szukać tych pozytywnych rzeczy w życiu. Kiedyś napisałem taki wiersz pt. „Życie to bilet w jedna stronę” i jest on właśnie o tym, że trzeba otaczać się pozytywnymi i dobrymi ludźmi, przekazywać swoją radość, pozytywne podejście i poczucie humoru, cieszyć się. Ja patrzę na to w taki sposób, że po jednej stronie zestawiam to, co zostało mi dane, a po drugiej to, co zabrane. Patrząc na to, mogę tylko dziękować.

Cały czas jest Pan bardzo aktywny, próbuje Pan nowych rzeczy, skąd ma Pan na to siłę?

Nie wyobrażam sobie biernie leżeć i nic nie robić, takie zajęcia bardzo dużo dają. Wiem na pewno, że teraz, gdyby coś mi się stało na przykład z ręką i nie mógłbym malować, to nauczyłbym się to robić w inny sposób. Jest tyle ludzi malujących stopami, ustami. Nie można się poddawać ograniczeniom, trzeba szukać innego rozwiązania i nadal robić to, co się lubi. Uważam, że nie można być wykluczonym, trzeba cały czas się rozwijać i próbować nowych rzeczy. Niestety, często to
u ludzi trochę starszych, już po 60. roku życia, widać, że czasami się zamykają, boją się iść z duchem czasu, korzystać
z nowych urządzeń, telefonów, komputerów. Stoją w miejscu, a zawsze trzeba iść do przodu! I korzystać z tych możliwości, które otrzymujemy.

Kopia obrazu „Pocałunek” Gustava Klimta, autorstwa Henryka Welsynga

Henryk Welsyng “POCAŁUNEK (THE KISS)”
Kobieta i Mężczyzna
Spleceni w uścisku
Miłosnej ekstazy
Obraz wspaniały
Tak Klimt widział pocałunek
Nigdy przedtem i nigdy potem
Takich uniesień wyrazić
Nikt nie zdołał w tak oryginalnej pozie
Ona klęcząca ze stopami nad urwiskiem
On trzymający ją mocno i zarazem czule
Pieszcząc wargami jej policzek
A w dłonie ujął jej twarz
Zarumienioną i z zamkniętymi oczami
Prawie niedostrzegalnym uśmiechem
Wyraża swoje szczęście i miłość

 

Kopia obrazu „Czarne świnie” Paula Gauguina, autorstwa Henryka Welsynga

Henryk Welsyng “BLACK PIG”
Pod niebem Tahiti mała wioska
Pokochał tę wyspę Paul Gauguin
Spędził tam liczne lata beztroskie jej piękno i urok malował co dzień
I podróżował po Polinezji
Szukając ciągle nowych wrażeń
Zauroczyły go tam kobiety
Były spełnieniem jego marzeń.
W licznych obrazach je uwiecznił
A na tym i na wielu innych
Wprowadził motyw czarnych świń
Tak licznie hodowanych tam
Tubylców trzodę tak uwiecznił

Przeczytaj także...

Comments are closed.